Lato powoli dobiega końca. Opalenizny powoli wygasają na naszej skórze. W powietrzu czuć już szybko nadchodzącą jesień. Bohaterem dzisiejszego postu jest produkt, który idealnie sprawdza się latem, ale... nie tylko!
Konkretniej chodzi o - Palmer`s, Cocoa Butter Formula Natural Bronze Body Lotion, czyli cudowny balsam brązujący do ciała.
Produkt ten, jest genialnym rozwiązaniem dla osób, które nie przepadają za wylegiwaniem się na słońcu, lecz chcą uzyskać opaleniznę. Szybko i łatwo. Ale też dla takich, którzy chcą poprawić swoją karnację nie tylko w sezonie słonecznym.
Przyznaję, że miałam do czynienia z tego typu kosmetykiem jedynie dwa razy. Poprzedni produkt mnie absolutnie zniechęcił. A ten - miło zaskoczył!
Zapewne wiele osób ma podobną skórę do mnie, a więc - bliższy kontakt ze słońcem kończy się byciem burakiem, piegami i innymi negatywnymi efektami. Dlatego ja, latem, staram się unikać bezpośredniego, dłuższego przebywania na pełnym słońcu. Nie mogę się opalać, a przede wszystkim nawet nie lubię. Jednak w porównaniu do innych, w tym czasie, wyglądam jak... mąka sześćdziesiątka? W każdym bądź razie, źle się z tym czułam i postanowiłam coś z tym zrobić. Zwolenniczką solarium zdecydowanie nie jestem. Przeraża mnie odkrycie klaustrofobii plus o jeden horror za dużo w tym temacie plus jakoś ogółem jestem na nie. Dlatego postawiłam na nieszkodliwy balsam brązujący od Palmer's, który wybrałam na Wiosennym Spotkaniu Blogerek w Rzeszowie. Już sypnęłam paroma epitetami, z których idzie wywnioskować, że jestem zadowolona, ale podsumuję:
Informacje od producenta: - nawilżający balsam do ciała oparty na bazie formuły czystego masła kakaowego wzbogaconego witaminą E, aby zapewnić skórze maksymalne nawilżenie i naturalnie wyglądającą opaleniznę, której odcień możesz łatwo kontrolować. Wygodnie się rozprowadza i nie pozostawia smug. Efekt widoczny od pierwszego użycia.
Opakowanie: Jak normalny balsam. Jednak nie nadaje się do "noszenia w torebce", ponieważ gdy już odbezpieczymy pompkę, nie da się jej zablokować. To raczej nie takie ważne. Samoopalaczy zazwyczaj nikt nie "nosi w torebce". :D Ale po prostu należy uważać na produkt po otwarciu. A dzięki pompce wydobywamy tyle balsamu, ile potrzebujemy. Jest wydajny.
Zapach: Według mnie, obłędny! Nie każdemu może się podobać, bo kwestia zapachu jest przecież indywidualna. A ten jest bardzo specyficzny. Ale mnie z pewnością zauroczył. Intensywny, długo utrzymuje się na ciele, bardzo słodki, można powiedzieć, że mulący... od razu odechciewa się jeść słodyczy! Po pierwszych dniach zapach zaczyna przechodzić w typowy dla samoopalaczy i wtedy może zniechęcić. Ale nadal uważam, że to zależy od naszych upodobań.
Konsystencja: Jest w porządku. Lekka. Dobrze się rozprowadza i szybko wchłania.
Działanie: Gdy prawidłowo wetrzemy balsam brązujący (musimy uważać, aby zrobić to równomiernie, ponieważ jak to z każdym tego typu produktem bywa - mogą pozostać smugi, wiadomo) to efekt jest cudowny! Widać go już po pierwszym użyciu. Chociaż można go stopniować. Odcień "opalenizny" jest całkowicie trafiony. Nazwałabym go "lekkim karmelem", ale bardzo naturalnym. Zmywa się znośnie, chociaż i tak polecam do tego peeling. Utrzymuje się bardzo długo. Chwilami miałam wrażenie, że aż za długo. Trudno go zmyć. (Dla jednych to plus, dla innych minus.)
Dodatkowo jest to balsam, który fantastycznie nawilża skórę.
Cena: Około 40zł. Uważam, że warto. 10/10
A Wy? Co sądzicie o tego typu produktach?